Św. Tomasz Becket w życiu bł. M. Celeste

Lata 1725-26  nie są czasem łatwym dla bł.Marii Celeste. Po objawieniu Reguły we wspólnocie w Scala doświadczyła wielu trudów i przeciwności, tak ze strony współsióstr jak i ojców Tomasza Falkoi i Maurycego Filangeriego, którzy kierowali tym klasztorem. Matka Celeste  przedstawia to w swoim Dzienniku duchowym. W jednej z Rozmów przywołuje postać angielskiego męczennika św. Tomasza Becketa:
„Panie mojej duszy, Ty mnie obdarzasz miłosierdziem bez miary. Aby uzdrowić moją słabość, zechciałeś wysłać świętego arcybiskupa z Canterbury, Tomasza męczennika, aby z ogromną miłością, swoimi palcami zanurzonymi we krwi, uczynił na moich oczach znak krzyża i uwolnił mnie w ten sposób od udręk, które mnie trapiły. I tak dusza moja zakosztowała odpoczynku w Tobie, o mój wieczny Odpoczynku. Spodobało się bowiem temu twojemu niezwyciężonemu bojownikowi towarzyszyć mi wiele razy swoją obecnością na świętej modlitwie. Zachwycałam się tą gorącą miłością, którą on Ciebie ukochał”.
Dlaczego ten właśnie męczennik, arcybiskup z XII wieku  był dla niej w tym czasie taką pomocą? Dlaczego niezwyciężony bojownik Kościoła w Anglii był, na tym etapie jej życia,  przykładem i wzorem? Przede wszystkim dlatego, że gorąco miłował Boga, podchodził do swoich obowiązków odpowiedzialnie i z autentycznym zaangażowaniem. Nie wahał się  sprzeciwić nawet królowi, gdy w grę wchodziło dobro powierzonej mu owczarni. Oddał życie za wolność Kościoła.
Maria Celeste musiała znać historię życia arcybiskupa z Canterbury, zapoznajmy się z nią i my:
 
Św. Tomasz Becket (ur. w 1118 r.) był synem zamożnego londyńskiego mieszczanina. Kształcił się w Londynie, Oksfordzie, Bolonii i Paryżu. Przebywał na dworach magnackich, gdzie pełniąc funkcję kapelana, zawarł znajomości z wpływowymi ludźmi. Dzięki wszechstronnemu wykształceniu i niepospolitym zdolnościom jeździł kilkakrotnie na polecenie arcybiskupa Canterbury Teobalda do Rzymu, gdzie zjednał sobie wielu przyjaciół. W tej sytuacji nic więc dziwnego, że jego osobą zainteresował się król Henryk II. Szukał w nim sprawnego i posłusznego narzędzia dla swej polityki. W 1155 r. król Anglii Henryk II mianował Tomasza swym kanclerzem. Nie bacząc na wymagania stanu duchownego, do którego należał, Tomasz prowadził zupełnie światowe życie. Dom swój urządził na wzór dworu królewskiego. Bardzo często organizował wspaniałe biesiady, na których gościli co wybitniejsi Anglicy oraz goście z zagranicy. Często zaszczycał je swą obecnością król Henryk II. Między władcą a jego kanclerzem zadzierzgnęła się nić przyjaźni.
Przełom w życiu Tomasza nastąpił po śmierci arcybiskupa Teobalda z Canterbury. Henryk II, chcąc mieć wiernego sługę na najważniejszym urzędzie kościelnym w Anglii, postanowił użyć swoich wpływów, by osadzić na nim dotychczasowego kanclerza. Wprawdzie większość członków kapituły, która miała zadecydować o obsadzeniu urzędu prymasa Anglii, była kandydaturze Becketa nieprzychylna, widząc w nim jedynie „dworaka żyjącego sprawami światowymi”, jednak jasno wyrażona wola króla przeważyła. Większość prałatów spełniła wolę monarszą oddając swój głos na Tomasza. Henryk II był władcą ambitnym. Obsadzając Becketa na stolicy arcybiskupiej w Canterbury chciał posłużyć się swym sługą, by podporządkować sobie Kościół angielski. I tu się przeliczył. Tomasz poczuwszy na swych ramionach ciężar odpowiedzialności za Kościół Święty, zmienił się nie do poznania.
Nowy arcybiskup Canterbury nie był już usłużnym dworakiem. Wprawdzie nadal chciał być lojalny w stosunku do króla, jednak na pierwszym miejscu stawiał teraz dobro Kościoła. Zaraz po wyborze na prymasa Anglii Tomasz złożył urząd kanclerski. Przełom nastąpił także w jego życiu codziennym. Znikł przepych, jakim dotąd się otaczał. Miejsce kosztownej odzieży zajęło skromne ubranie zakonne. Na stołach uginających się dotąd pod ciężarem wykwintnego jedzenia, pojawiły się proste potrawy. Modlitwa i rozmyślania ascetyczne wypełniały teraz czas spędzany dotąd na ucztach i dworskich rozrywkach. Osoby potrzebujące mogły liczyć na jałmużnę, którą arcybiskup rozdawał hojną ręką.
Zwrot, jaki nastąpił w życiu byłego kanclerza, pogłębił jeszcze jego udział w synodzie w Tours w 1163 r., na którym odrzucono antypapieża Wiktora IV – wybranego pod naciskiem partii cesarskiej, a uznano za prawowitego następcę św. Piotra papieża Aleksandra III. Uświadomiło to Tomaszowi, jak wielkie niebezpieczeństwo stoi za uzależnieniem Kościoła od władzy świeckiej. Ogarnęły go wyrzuty sumienia, jako że sam został wybrany pod naciskiem króla. Postanowił więc złożyć na ręce papieża swoją godność arcybiskupią. Aleksander III przyjął ją, by następnie powierzyć ją ponownie Becketowi. Wkrótce nastąpiły pierwsze tarcia w relacjach z dumnym królem Anglii. Arcybiskup Tomasz odrzucał wszelkie próby ingerencji Henryka II w sferę kościelną. Gdy ten próbował ograniczyć  wolność Kościoła. Prymas odmówił swego podpisu pod dokumentem, co oczywiście rozwścieczyło Henryka. Arcybiskup Tomasz Becket musiał schronić się za granicą.
Sześć lat trwała tułaczka św. Tomasza Becketa po Francji. W końcu jednak, dzięki interwencji papieża i króla Francji, otrzymał zgodę Henryka II na powrót do kraju oraz zapewnienie, że władca zrezygnuje z wielu swoich niesprawiedliwych żądań. Niestety, wkrótce po powrocie arcybiskupa do Anglii, stało się jasne, że dumny władca nie zrezygnował z prób podporządkowania sobie Kościoła. Traktował Tomasza jako niewdzięcznika i głowę opozycji. W końcu doszło do zbrodni. Czterej dworzanie, zwolennicy króla udali się więc do pałacu arcybiskupiego w Canterbury. Św. Tomasz nie zląkł się jednak siepaczy. Nie dbając o swe bezpieczeństwo, wybrał się do kościoła na nieszpory. Otaczający go zakonnicy chcieli zabarykadować drzwi. Prymas zabronił im tego. Stwierdził, że jest gotowy na śmierć. Zamordowano go u stóp ołtarza dnia 29 grudnia 1170 roku. "Jako kapłan Chrystusowy chętnie umieram za Kościół" - to jego ostatnie słowa. Trzy lata po męczeńskiej śmierci (1173 r.) papież Aleksander III ogłosił Tomasza Becketa świętym.
 
„Panie mojej duszy, pisała Maria Celeste, zechciałeś wysłać świętego arcybiskupa z Canterbury, Tomasza męczennika, aby z ogromną miłością, swoimi palcami zanurzonymi we krwi, uczynił na moich oczach znak krzyża i uwolnił mnie w ten sposób od udręk, które mnie trapiły (…)Spodobało się bowiem temu twojemu niezwyciężonemu bojownikowi towarzyszyć mi wiele razy swoją obecnością na świętej modlitwie. Zachwycałam się tą gorącą miłością, którą on Ciebie ukochał”.

 

;