"Wywiad" z s. Magdą

„Wywiad z młodą redemptorystką”

S. Magda Żerdzińska odpowiada na pytania s. Ewy, dzieląc się także historią swego powołania

 

Jesteś młodą dziewczyną, młodą siostrą redemptorystką, parę miesięcy temu, a właściwie więcej niż pół roku złożyłaś śluby zakonne i poślubiłaś Jezusa czystego, ubogiego i posłusznego. Czy można zakochać się w Bogu aż tak, żeby zostawi wszystko i pójść za Nim?

[Szeroki uśmiech] … jak widać można !

 

Człowiek szuka swego miejsca w życiu, zostawia swój dom, przyjaciół środowisko, niektórzy nawet ojczyznę, a jak to było u Ciebie?

Często śmieję się, że aby dotrzeć z Elbląga do Bielska (ok. 600 km) musiałam zrobić przystanek w Warszawie. I tak faktycznie było, bo choć zastanawiałam się nad tym, gdzie Pan mnie powołuje, gdzie wybrał dla mnie miejsce, to żyjąc w swoim rodzinnym mieście i mając 19 lat wcale nie byłam pewna tego, jaką drogą powinnam pójść. Dopiero podczas studiów bardzo mocno doświadczyłam i zrozumiałam, o co w życiu chodzi. Pośród szerokiego wachlarza atrakcji, jakie proponuje stolica, ja zapragnęłam wybierać drogi Boże. Każdego więc dnia uczęszczałam na Eucharystię i dołączyłam też do  wspólnoty, w której poznałam ludzi kochających Jezusa i poszukujących Jego woli. To właśnie dzięki jej duszpasterzowi zapoznałam się z siostrami w Bielsku- Białej, a nasze pierwsze spotkanie miało miejsce podczas rekolekcyjnego wyjazdu do Zakopanego, gdy ksiądz zaproponował udanie się do sióstr redemptorystek. Od tamtej pory zaczęłam przyjeżdżać do sióstr co pewien czas, abyśmy się mogły wzajemnie poznać, a gdy skończyłam studia, dobrze wiedziałam, że nadeszła chwila podjęcia decyzji. Nie było to, aż tak łatwe i przyjemne, bo bardzo kochałam swoją rodzinę, przyjaciół, studenckie życie, wspólne podróże. Pierwszymi osobami, które poinformowałam o tym, co się dzieje w moim sercu, były dziewczyny z mojej grupki należącej do wspólnoty Woda Życia. Wtedy bardzo mi ulżyło, że z radością przyjęły fakt mojego wyboru jeszcze ściślejszą formę pójścia za Jezusem. Wspierały mnie, dodawały odwagi i modliły się. Gorzej było z najbliższymi, z moją rodziną. Silne więzi między nami blokowały mnie i przez bardzo długi czas nie byłam w stanie podzielić się z nimi tą wiadomością, zbliżająca się jednak data wstąpienia - nieubłaganie przybliżała ten dzień. W domu był płacz, lecz ja wiedziałam, że muszę iść dalej. Przed wstąpieniem, które miało nastąpić 18. marca 2017 r. byłam na trzymiesięcznej „próbie” w klasztorze, podczas której na początku grudnia 2016 r. przeżyłam weekendowe rekolekcje w temacie Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. To właśnie podczas tego czasu odkryłam, że jestem zaproszona, by wejść, by podjąć trud życia zakonnego, klauzurowego. I zrozumiałam, że wszystko odbędzie się nie – moją siłą i mocą, lecz JEGO. To mocne doświadczenie tajemnicy Wcielenia Słowa dało mi ostatecznie odwagę, aby opuścić ciepłe, przyjemne gniazdko rodzinne i przyjąć dar, ofiarowany  przez Jezusa dla mnie, dla mojego życia.

 

Masz rodzeństwo, młodszą siostrę Sabinę. Jak ona zareagowała na Twoją decyzję? A jaka jest dzisiaj wasza relacja? Czy czujesz się przez nią rozumiana?

Odpowiadając na poprzednie pytanie już trochę uchyliłam rąbka tajemnicy, że dla rodziny nie było to wcale łatwe wydarzenie. Moja kochana siostra bardzo płakała, czuła, że traci niezwykle cenną i ważną w Jej życiu osobę. I choć to właśnie Sabinka, była jedną z pierwszych członków rodziny, która mówiła, że jak chcę zostać zakonnicą, to ona się zgadza, bylebym nie nosiła czegoś dziwnego na głowie J, to mimo tej intuicji, którą miała od małego, przywiązanie jakie się wytworzyło między nami sprawiło, że moment rozstania zadał nam wielki ból.

Dziś nasza relacja jest inna, ponieważ nie może być tak intensywna i tak realizowana jak kiedyś. Nasze życie w klauzurze, przez styl i sposób w  jaki żyjemy nie odcina nas od rodziny ale jednak ogranicza, bo chce  nas skupić bardziej na Jezusie. Wobec tego staram się wspierać moją młodszą siostrę w jej procesie dojrzewania (ma dziś 16 lat), ale wiele nie mogę i to „wiele” zostawiam Duchowi Świętemu.

A zrozumiana czuję się bardzo. 18. kwietnia 2020 r. składałam swoją pierwszą profesję, wtedy był szczyt pandemii. Z tego też względu w ślubach zakonnych uczestniczyła tylko moja wspólnota zakonna wraz z naszymi dwoma ojcami redemptorystami, którzy na co dzień posługują w naszej kaplicy. Rodzina namawiała mnie, abym nie składała ślubów, abym poczekała, aż cała sytuacja minie, a moja siostra-nie! Zaskoczyła mnie bardzo, gdy napisała do mnie długiego maila w którym informowała, że ona bardzo by chciała, abym wróciła do domu, że wielokrotnie, kiedy słyszała ode mnie, że ktoś odchodzi z formacji początkowej to miała nadzieję, że również i ja powrócę, ale ona wie, że ja jestem tutaj szczęśliwa i nie chce się temu przeciwstawiać. Pisała, że bardzo mnie kocha i popiera mój wybór z tego właśnie względu. Na tydzień przed profesją moja młodsza siostra dała przepiękne świadectwo swojej miłości i uskrzydliła mnie w biegu za wolą Bożą.

Studiowałaś w Warszawie na Wojskowej Akademii Technicznej. Chodziłaś też w mundurze. Czy Twoi ze studiów wiedzieli, że chcesz pójść  do klasztoru i to klauzurowego? Jaka była ich reakcja?

Może na początku małe sprostowanie studiowałam, ale na studiach o profilu cywilnym, a nie wojskowym. Z tego też względu jak miałam na sobie mundur, to wynikało to tylko z niezobowiązujących ćwiczeń. Ludzie ze studiów z którymi również po części mieszkałam razem w akademiku dobrze wiedzieli, że jestem człowiekiem wierzącym, że chodzę do kościoła. Rozmawialiśmy wspólnie na ten temat, ale również i w pewien sposób doświadczaliśmy mocy modlitwy.  Przeżywaliśmy kiedyś takie, można powiedzieć standardowe akademickie wydarzenie, a mianowicie większość osób nie zaliczyła kolokwium końcowego z mechaniki ruchu drogowego. Mnie się to udało, ale miałam jeszcze sprawozdanie do oddania, więc przyszłam na egzamin poprawkowy, aby spotkać się z prowadzącym i przekazać mu je. Panowała tam atmosfera milczenia, próbowano się jeszcze uczyć, ale gdy wychodziłam już z sali, jedna z moich koleżanek, Ada, krzyknęła do mnie: Magda pomódl się za mnie, abym zdała! Odpowiedziałam: dobrze i nawet nie myślałam, że to wydarzenie będzie miało dalsze konsekwencje. Tylko Ada zdała test poprawkowy, pozostała część grupy musiała przyjść ponowie. Od tego jednak momentu coś się w naszej grupie zmieniło, bo każdy przed ważnym kolokwium pisał do mnie sms z prośbą o modlitwę. Temat wiary w Boga, modlitwy  przestał nam być obcy. Może tego co teraz powiem nie spodziewalibyście się, ale ja nikomu ze studiów nie powiedziałam o tym, że myślę o klasztorze. Czułam, że to bardzo zobowiązujące, że jak im powiem to tak będę musiała uczynić, a ja wtedy cały czas się wahałam, pytając: czy tego chcesz ode mnie Panie? Zostawiłam ich tylko z taką myślą, że ja wiem jaki jest najbardziej „rentowny” interes na świecie i chcę go „rozkręcić”. Może właśnie przyszedł czas, aby dowiedzieli się o tym – co to takiego!

 

Gdyby teraz w rozmównicy stanęła przed Tobą młoda osoba i powiedziałaby, że nie wierzy…

Na pewno nie odrzuciłabym takiej osoby. Nasza Matka Maria Celeste (założycielka Zakonu) w dziesiątym stopniu modlitwy  napisała, że nie zaniedba żadnego środka, ani żadnej możliwości, aby Bóg był kochany przez wszystkich. Jakże ja mogłabym postąpić inaczej! Młodość ma to do siebie, że poszukuje, trzeba być przy takich osobach, wspierać, dodawać otuchy w podążaniu  i wybieraniu tego co, może jawić się wśród propozycji tego świata jako trudne. Powiedziałabym więc: odwagi. Pan jest, nie lękaj się. Bóg Cię nigdy nie opuścił.

 

Pochodzisz z diecezji elbląskiej. Widziałam kiedyś album z tej diecezji i odniosłam wrażenie, że w co drugim kościele znajduje się tam ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W naszej kaplicy na Trzech Lipkach też mamy ten obraz. Gdybyś nam miała opowiedzieć o obecności Maryi w Twoim życiu, w powołaniu, to o czym najpierw opowiedziałabyś?

Tak na początku, opowiedziałabym o tym, że Maryja jest moją Mamą. Kiedy dojrzewałam przeżywałam wielki kryzys. A jego hasłem mogły być słowa: „nikt mnie nie rozumie”. Czułam się przytłoczona swoimi myślami, niezrozumieniem ze strony najbliższych, ale to paradoksalnie… pozwoliło mi odkryć Maryję! Gdy byłam w trzeciej klasie gimnazjum zmarła moja prababcia i w elbląskiej katedrze odbywały się msze św. gregoriańskie. Podczas jednej z nich zauważyłam wielki obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy w bocznej nawie. Pokój, ciepło i radość spojrzenia Maryi płynący z tej ikony przyciągnął mnie do Niej. Pamiętam jak pierwszy raz uklękłam i zaczęłam opowiadać Jej o sobie, o swoich problemach, o tym co przeżywam, a Ona koiła moje młode serce, niepokojone burzami emocji. Później coraz częściej przychodziłam do Niej jak do Mamy, by wszystko przed Nią wypowiedzieć.

 

Założycielka naszego Zakonu bł. Maria Celeste jest kobietą żyjącą w XVIII wieku. Co ktoś taki może powiedzieć młodemu człowiekowi? To przecież inna epoka…

Wszystko! Bo miłość do Jezusa jest jedna! I wciąż ta sama, trwająca już od tylu pokoleń. I zachęcam każdego, aby wybrał się w tą fascynującą podróż, odkrywania drogi: świętości, wiary, miłości, którą podążała nasza Matka Maria Celeste. Z chęcią pomożemy, Można do nas napisać, przyjść!

 

Po kilku latach pobytu w klasztorze redemptorystek, co wydaje Ci się najcenniejsze w Twoim życiu konsekrowanym, o czym mówiłabyś młodym ludziom, Twoim rówieśnikom?

 

Jezus! Jezus! Jezus! Relacja z Nim. „Tracenie czasu” dla Niego. Nie ma nic i Nikogo cenniejszego!