Nowenna do św. Józefa

 

    DZIEWIĄTY DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA

PATRON PIĘKNEJ MIŁOŚCI

"Największą, nigdy do końca niezaspokojoną potrzebą każdego człowieka jest miłość. Każdy chce kochać, każdy chce być kochany. Wydawać by się mogło, że skoro ta potrzeba jest tak silna i tak powszechna, to w kontaktach międzyludzkich powinny panować niemal idealne stosunki.

Tymczasem tak nie jest. Cóż więc jest powodem, że ta ludzka miłość nie zdaje egzaminu, a pragnienia ludzkich serc nie tylko nie bywają zaspokojone, ale często deptane i niszczone?...

To, co często jest nazywane miłością, miłością wcale nie jest. Jest natomiast chwilowym uniesieniem, jakąś chwilową fascynacją, a często zamaskowanym egoizmem.
Tymczasem prawdziwa miłość to przede wszystkim pragnienie dobra drugiego człowieka nawet za cenę ofiary z własnej radości, przyjemności, wygody. Prawdziwa miłość to gotowość służenia i całkowitego ofiarowania siebie osobie umiłowanej.
Jeśli ta ludzka miłość tak często zawodzi, to dlatego, że ludzie szukają wyłącznie własnej przyjemności i korzyści, że gotowi są brać, przyjmować, chcą być obdarowywani, a nie chcą dawać i obdarowywać.
A w miłości zachodzi taka pozornie paradoksalna sytuacja, że im więcej dajemy, im bardziej służymy, im mniej wymagamy dla siebie, tym więcej bierzemy, tym więcej w nas radości i pokoju. Pan Jezus mówił, że „nie ma większej miłości, niż oddać życie za przyjaciół swoich". To oddawanie życia i trudu codziennego na rzecz osoby kochanej jest sprawdzianem miłości. Nie jest to miłość łatwa, bo każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu ulega pokusie egoizmu, a miłość zawsze wymaga ofiary. Nie jest to jednak miłość niemożliwa, o czym świadczą rozliczne dowody z przeszłości i teraźniejszości.

Matkę Bożą nazywa się między innymi Matką pięknej miłości.
Św. Józefa zaś można z całą prawdą nazwać patronem pięknej miłości. I to nie tylko dlatego, że zastępował Ojca Wcielonemu Bogu, który jest Miłością, ale dlatego, że własnym życiem dał wzór pięknej miłości, która ma swój początek w Bogu.
Żył tą miłością na co dzień, ale całe jej piękno, subtelność, delikatność przejawiły się w jego stosunku do Maryi. Był Jej dziewiczym małżonkiem, który nie tylko uszanował Jej nienaruszoną czystość, ale był Jej najgorliwszym stróżem i opiekunem...

Ileż ofiarnej miłości wkładał w staranie o dach nad głową i chleb codzienny dla swojej rodziny. Znikał w cieniu Tych Dwojga, zapominając o sobie, a troszcząc się wyłącznie o Nich.

Bóg hojnie nagradza tych, którzy zawierzyli Miłości. Tak też się stało i ze św. Józefem. Nie szukał siebie w niczym, nie wymagał niczego, służył całym sercem Jezusowi i Maryi. Dlatego Bóg wywyższył go ponad wszystkich świętych. To właśnie on, pokorny, nieznany w swym ziemskim życiu, odbiera dziś cześć całego Kościoła.
Przez jego spracowane dłonie rozdziela Bóg swoje dary i łaski.

Pojęcie miłości uległo dziś wypaczeniu. Seks, egoizm, łatwą przyjemność też się dziś nazywa miłością, choć z prawdziwą miłością nie mają one nic wspólnego. Dlatego w życiu współczesnych rodzin i małżeństw tyle tragedii i nieszczęść. Trzeba więc, aby ludzie wierzący przywrócili miłości jej właściwy chrześcijański sens i zrozumieli, że kochać to znaczy służyć. I tylko taka miłość, która jest „cierpliwa, łaskawa, nie szukająca swego", jest miłością piękną i zdolną uszczęśliwić tego, kto kocha i kto jest kochany.

Prośmy św. Józefa, patrona pięknej miłości, by nas nauczył prawdziwie kochać Boga i ludzi."

 

                            ÓSMY DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA

 

DAR MOWY

I CNOTA MILCZENIA

"Św. Józ

ef spotykany w Ewangelii to święty milczący. Czytamy opisy zdarzeń, w których brał udział, dowiadujemy się o poleceniach, jakie od Boga otrzymywał, nie słyszymy natomiast nigdy jego słów. Widzimy go w działaniu, przy codziennej pracy zawsze jednak pogrążonego w pełnym skupienia milczeniu. Jest w tym milczeniu coś prowokacyjnego. Ciśnie się na usta pytanie: Czym było podyktowane milczenie Opiekuna Chrystusowego? Jego usposobieniem, temperamentem, nieśmiałością, poczuciem jakiegoś zagubienia wśród wydarzeń, w jakie został włączony?

Jest rzeczą zadziwiającą, jak bardzo dobrze znał Józef Chrystusowego ducha, zanim jeszcze Syn Boży zaczął głosić Dobrą Nowinę. Św. Józef znał doskonale wagę słowa i wagę milczenia, a to jego milczenie na kartach Ewangelii ma może tym dobitniej podkreślić rolę, jaką mowa powinna spełniać w naszym życiu.

Mowa to wielki dar Boży. Jej brak jest dotkliwym kalectwem. Dar mowy został nam dany po to, byśmy mogli sobie wzajemnie przekazywać wartości, wzajemnie się pouczać i porozumiewać, a przez to wzbogacać się duchowo. Wiemy z doświadczenia, jak bardzo pomagają w chwilach smutku, rozterki, niepewności dobre ludzkie słowa. Wiemy też, że mogą być słowa złe, ostre i brutalne, sprawiające ból, cierpienie, budzące chęć zemsty, odwetu albo pogrążające w rozpaczy. Są słowa odważne, prawdziwe i twarde w swej prawdzie, a mogą być też kłamliwe, fałszywe, oszczercze. Słowami można wielbić Boga, wysławiać Jego wielkość lub bluźnić Mu i złorzeczyć.
Udzielając człowiekowi daru mowy, Bóg obwarował ten dar nakazem: „Nie mów fałszywego świadectwa". Pismo święte wyraźnie powiada, że „obrzydliwością Panu są wargi kłamliwe". Chrystus sam siebie nazwał Prawdą, a uczniom zalecił: „Niech mowa wasza będzie tak tak, nie nie". Kiedy zaś mówił do uczniów o modlitwie, przestrzegał: „Nie bądźcie wielomówni jako poganie, którzy mniemają, że w wielomówstwie swoim będą wysłuchani".

Obrzydliwością jest dla Niego wszelkie kłamstwo. Taką samą obrzydliwością podlegającą surowej karze są złorzeczenia, przekleństwa, oszczerstwa i szarganie czci bliźniego.

Jak w świetle tych ewangelicznych zaleceń wygląda nasz stosunek do daru mowy? Kto z nas za ten dar dziękuje, kto pamięta, że słowo jest po to, by nim wielbić Boga i pomagać bliźnim? Czy słowa nasze są prawdziwe i jednoznaczne, czy kontrolujemy siebie, co i jak mówimy? Nie trzeba się szczególnie wysilać, by dostrzec, jak bardzo nadużywamy daru mowy. 
Nasza mowa zdradza nas, ukazuje nasze wnętrze, jego bogactwo lub ubóstwo. To wcale nie chodzi o piękne, ale puste słowa, chodzi przede wszystkim o treść, jaką one zawierają.

Jesteśmy dziś poza tym świadkami wyjątkowej chyba profanacji mowy. Może nigdy dotychczas w takich rozmiarach język nie był tak splugawiony i tak wulgarny. Szczególnie bolesne, że słyszy się go nawet w domach, w rodzinach, że posługują się nim dzieci i młodzież.
To prawda, że świat współczesny tonie dziś w powodzi słów...

Milczenie św. Józefa dla człowieka wierzącego jest bardzo wymowne. Opiekun Jezusa wiedział dobrze o tym, że wielomówstwo w odniesieniu do Boga jest niepotrzebne i że jedno słowo powiedziane w prawdzie, z głębi serca, więcej znaczy niż długie napuszone mowy i modlitwy. Bóg wie, czego nam potrzeba.

Rzetelne staranie się o to, by wypowiadane przez nas słowa były prawdziwe, życzliwe, dobre, przynosiły radość i ujawniały chrześcijańską kulturę będzie piękną formą uczczenia św. Józefa, którego milczenie ma dla nas tak głęboką w swej treści wymowę.

Wiele mówią o człowieku wypowiadane przez niego słowa, ale równie wiele może powiedzieć jego milczenie. Dojrzała chrześcijańska mądrość ujawnia się nie tylko w czynach i słowach, lecz także w umiejętności milczenia.

Milczenie może być dziwactwem, może wypływać z nieśmiałości, braku ogłady towarzyskiej, może być rezultatem przeróżnych kompleksów albo ponurego, mrukliwego usposobienia. Tego rodzaju milczenie, spowodowane wymienionymi tu przyczynami, nie ma nic wspólnego z cnotą milczenia, która jest umiejętnością opanowania mowy wtedy, kiedy słowa są niepotrzebne lub wręcz szkodliwe.

Można i trzeba się nieraz modlić milczeniem.
Kiedy czujemy się znużeni, zgnębieni, niezdolni do wypowiedzenia jednego nawet zdania... W takich chwilach można się modlić swoim bólem, cierpieniem, znużeniem. Wystarczy w myśli powiedzieć: 'Wiesz, Boże, co w tej chwili przeżywam, wiesz, że nie jestem zdolny do powiedzenia Ci niczego. Ale z tą moją biedą chcę przynajmniej w ciszy pozostać przy Tobie choć chwilę.'
Takie wewnętrzne uciszenie się przed Bogiem jest też jakąś formą modlitwy.
( ... )

Może też być milczenie uwagi polegające na umiejętności słuchania. Tak niewielu ludzi umie uważnie wysłuchać bliźniego, przejąć się jego sprawami i troskami. Wolimy mówić o sobie, o błahostkach, wolimy rzucać zdawkowe, nic nie znaczące grzeczne słówka niż pozwolić mówić drugiemu, który nieraz tak bardzo potrzebuje, by ktoś go życzliwie wysłuchał.

Oto garść myśli nasuwających się przy rozważaniu milczenia św. Józefa. Współczesny świat jest pełen hałasu. I to nie tylko hałasu spowodowanego mechanizacją, uprzemysłowieniem, zmotoryzowaniem, ale hałasu i zalewu zbędnych ludzkich słów. Coraz szersze kręgi zatacza społeczne staranie się o wytworzenie stref ciszy. Cisza bowiem stanowi konieczny warunek pełnego rozwoju człowieka. Hałas niesie ze sobą rozterkę, zdenerwowanie, niepokój. Cisza działa kojąco, pozwala zwrócić uwagę na sprawy głębsze, na sprawy ducha.

Jako chrześcijanie powinniśmy mieć pełne zrozumienie dla wartości ciszy i milczenia. Łączyć się z tym powinno przeświadczenie o tym, że i bliźni nasi mają prawo do ciszy, której nasza hałaśliwość w zachowaniu i nasze natrętne wielomówstwo nie powinny mącić.
Z drugiej strony powinniśmy się starać o wygospodarowanie sobie wśród codziennych zajęć momentów sku-
pienia i ciszy, kiedy można pozostawać sam na sam z Bogiem i własnym sumieniem. Rzetelne i częste rozliczanie się z tego, jak wykorzystujemy dar mowy, powinno nam dopomóc w wypracowaniu prawdziwie chrześcijańskiej cnoty milczenia. Nie powinno to być dziwactwo dzielące nas od świata i ludzi, ale umiejętność posługiwania się darem mowy i zrozumienie wartości wewnętrznej ciszy, która jest warunkiem dojrzałości.

Milczenie św. Józefa na kartach Ewangelii powinniśmy właśnie odczytywać jako wielkie wołanie o uszanowanie daru mowy. Pismo święte stwierdza, że z obfitości serca usta mówią". Jeśli zaś w sercu ma być obfitość dobra, miłości i mądrości, to czerpać je trzeba od Tego, który sam jest Dobrem, Miłością i Mądrością, Bogiem pokoju. Aby zaś usłyszeć w sercu Jego głos trzeba się wewnętrznie uciszyć, trzeba poznać wartość cnoty milczenia."

Ks. Zenon Kalinowski
" Rozważania o świętym Józefie " 

 

SIÓDMY DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA

CZŁOWIEK MODLITWY

"W życiu człowieka wierzącego modlitwa powinna zajmować miejsce centralne. Bez niej życie religijne nie może istnieć. To ona nadaje życiu właściwy kierunek i stanowi o naszej postawie wobec Boga, ludzi i świata.

Czymże więc jest modlitwa, skoro jej rola w życiu prawdziwie chrześcijańskim jest tak istotna?

Samo jednak odmawianie modlitw nie zawsze jest prawdziwą modlitwą. Często jest tylko bezmyślnym klepaniem wyuczonych na pamięć lub odczytanych tekstów. Nie o takiej modlitwie myślał Pan Jezus, kiedy mówił uczniom, że należy „ciągle się modlić i nigdy nie ustawać". Może ktoś zapytać, czy możliwa jest taka nieustanna modlitwa. Otóż nie tylko możliwa, ale konieczna, jeśli życie ma być prawdziwie Boże. Bóg nigdy nie stawia wymagań przewyższających ludzkie możliwości. Tak też jest i z modlitwą, która ma przenikać całe nasze życie. Prawdziwa bowiem modlitwa to nie odmawianie pacierzy, ale żarliwe, pełne miłości przylgnięcie sercem do Boga, jakieś wewnętrzne zapatrzenie się w Jego piękno, Jego dobroć i miłość. Modlitwa to powiedzenie Panu Bogu: „Ty jesteś dla mnie wszystkim. Chcę żyć według Twoich przykazań, chcę pracować tak dobrze i tak dobrze wypełniać obowiązki stanu i zawodu, by innym przez to pomagać, by pomnażać w świecie dobro i miłość".
Modlić się dobrze, to znaczy cieszyć się z tego, że Bóg jest, że jest blisko, niemal w zasięgu ręki, że zawsze można do Niego przyjść, zawsze można się z Nim jednoczyć przez łaskę, miłość i Eucharystię.
Przy tak rozumianej modlitwie słowa stają się niepotrzebne...
Ale na to, by człowiek wypracował w sobie tę modlitewną postawę, najczęściej niedostrzegalną dla otoczenia, trzeba żyć w stanie łaski. Tylko tam, gdzie jest wzajemna miłość, można znaleźć wspólny język, można się porozumieć bez słów.

Św. Józef był niewątpliwie człowiekiem takiej właśnie nieustannej modlitwy. Żył przy boku Chrystusa, z Nim pracował i siadał do stołu. Jako przybrany ojciec Syna Bożego na pewno często z Nim rozmawiał, ale z pewnością też i często w milczeniu słuchał Jego słów.
To także była modlitwa. Bo prawdziwa modlitwa to nie tylko monolog i dialog, lecz także uważne słuchanie. Bóg też przemawia do człowieka nie tylko przez przykazania i Pismo święte, ale tajemnym głosem, którego może się dosłuchać człowiek o czystym, kochającym sercu.
Św. Józef niejednokrotnie słuchał słów Bożych z ust Chrystusa i, podobnie jak Maryja, zachowywał je i rozważał w sercu swoim.

Spróbujmy naśladować św. Józefa w tej jego nieustannej modlitwie, w tym pełnym miłości zapatrzeniu się w Boga, starajmy się słuchać uważnie słów Bożych i próbujmy często w ciągu dnia choć przez moment przylgnąć myślą i sercem do Tego, który jest Bogiem, Zbawicielem i Przyjacielem naszym."
 

SZÓSTY DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA

O MIŁOŚCI PRZEBACZAJĄCEJ

"Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie..." (Mt 5, 43-48)

"Niewiele nam wiadomo o kontaktach św. Józefa z ludźmi. Ewangeliści nie odnotowali żadnej jego rozmowy, żadnych bliższych spotkań ze znajomymi czy obcymi. Niemniej jednak w oszczędnych zapisach dotyczących osoby tego Świętego można wyczytać prawdę o jego wielkiej, po chrześcijańsku pojętej miłości bliźniego.

Warto się więc przyjrzeć sytuacjom, w których ta miłość szczególniej się ujawniła.

Kiedy w kraju zarządzono spis ludności, Józef udał się wraz z Maryją do Betlejem, aby wypełnić obowiązek. Zważywszy porę roku, długość drogi, brak środków komunikacji i stan, w jakim znajdowała się Maryja oczekująca narodzin Dziecka, nie była to podróż łatwa. Po przybyciu do Betlejem trzeba było szukać noclegu. Józef przebiegał uliczki miasta w poszukiwaniu miejsca, gdzie Maryja mogłaby odpocząć. Nie znalazł jednak chętnych do udzielenia gościny dwojgu ludziom, którzy nie wyglądali na zamożnych. Zatrzaskiwano przed nim drzwi, odprawiano z niechęcią...

Jakże spokojne i pełne ufności było wówczas zachowanie się Józefa. Nie wybuchał gniewem, nie robił awantur, nie rzucał pogróżek, nie przeklinał, choć na pewno w duszy bolał głęboko nad twardością ludzkich serc. Uczynił wszystko, co było w jego mocy, trudził się, chodził, szukał, prosił, tłumaczył. Nie chciano go zrozumieć, nie chciano mu pomóc, nie chciano przyjąć Jego i Maryi. Odszedł wraz z Nią do pasterskiej groty za miastem, żeby w bydlęcym żłobie przygotować miejsce Synowi Bożemu.

Niedługo też trwała pełna pokoju radość z narodzin Jezusa. Herod obawiający się ciągle o własny tron zaniepokoił się przybyciem mędrców, którzy pytali, gdzie się narodził nowy król żydowski. Postanowił Go zgładzić. Józef otrzymał w nocy przez Anioła polecenie Boże, aby zabrać Matkę i Dziecię i uchodzić do Egiptu. I znowu Józef nie buntował się, nie złorzeczył, nie próbował pertraktacji i tłumaczeń. Posłusznie zajął się przygotowaniem ucieczki.

Obydwa przytoczone fakty mówią wiele o postawie Józefa względem ludzi, z którymi bądź to zetknął się osobiście, bądź też przez których, choć osobiście nieznanych, był zagrożony i prześladowany. Jego spokój, milczenie wtedy, gdy zatrzaskiwano przed nim drzwi, świadczą między innymi o przebaczającej miłości w odniesieniu do bliźnich. Ani słowa skargi i złorzeczenia, ale wyrozumiałość i gotowość natychmiastowego wybaczenia i zapomnienia doznanych przykrości.

W trzydzieści lat później Chrystus mówił swoim uczniom: „Do któregokolwiek domu wejdziecie, tam pozostańcie (...). A jeśliby was nie przyjęli, wychodząc z miasta onego nawet proch z nóg waszych otrząśnijcie..."
Jest zadziwiające, że Józef przeczuł i zrozumiał ducha Chrystusowego, zanim Jezus zaczął nauczać. Przestroga Jezusa, by "otrząsnąć proch z nóg" oznacza bowiem, by nie ciągnąć za sobą żalu, pretensji, pamięci o doznanych krzywdach, by strzepywać je z serca, jak strzepuje się proch z zakurzonych sandałów. Pielęgnowana pamięć o doznanych przykrościach czy prześladowaniu wyzwala niechęć, nienawiść, chęć odwetu, w najlepszym zaś wypadku zgorzkniałość i wieczne pretensje do ludzi. Chrześcijańska miłość bliźniego, którą tak dobrze rozumiał św. Józef, wymaga, byśmy chętnie, i to nie raz, ale siedemdziesiąt siedem razy, przebaczali krzywdy i zawsze byli gotowi świadczyć dobro względem tych, którzy nas obrazili.

Nie znaczy to wcale, że mamy pozwalać krzywdzić się bezkarnie. Wolno i trzeba dochodzić swoich praw, upomnieć się o swoje dobre imię, ale to wszystko ma być załatwiane na płaszczyźnie miłości, bez gniewu i nienawiści...

Bywają takie sytuacje, jak ta, w której znalazła się Najświętsza Rodzina, kiedy Herod zapragnął zgładzić Jezusa.
Gdy zło, nienawiść i przemoc usiłują uderzyć i zniszczyć człowieka, wtedy, jeśli nie ma możliwości obrony, należy obrać taką metodę, jaką obrał św. Józef: po prostu zejść z oczu, usunąć się, nie stawać do walki.
Był i w życiu Chrystusa taki moment, kiedy Żydzi oburzeni, że nazwał się Synem Bożym, usiłowali Go pojmać i ukamienować. I wtedy Chrystus zniknął im z oczu, utaił się przed nimi. Ale nawet dla tych, co chwytali kamienie, aby Go zgładzić, a potem Go umęczyli i przybili do krzyża, zachował serce pełne przebaczającej miłości. W ostatnich minutach życia prosił za nimi: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią".

Św. Józef odgadnął myśli Serca Bożego. Wiedział, że Jezus jest Bogiem miłości i przebaczenia. Dlatego, choć wiele doznał od ludzi krzywd, nie pamiętał im niczego, a całą troskę i wysiłek wkładał w to, by ułatwić Jezusowi dojście do zatwardziałych ludzkich serc."

Ks. Zenon Kalinowski
" Rozważania o świętym Józefie " 

 

   PIĄTY DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA

MĄŻ SPRAWIEDLIWY

'Pismo święte nazywa Oblubieńca Maryi "mężem sprawiedliwym". Określenie „sprawiedliwy" pojawia się często w Księgach Starego Testamentu. Odnosi się ono zwykle do ludzi żyjących według prawa Bożego, czyli według Bożych przykazań. Mąż sprawiedliwy to człowiek, który prawo Boże uznał za najwyższe i na nim opiera całą swoją życiową postawę i całe swoje postępowanie. Prawo Boże zawarte w przykazaniach jest jasne, choć nie zawsze łatwe do przestrzegania. Wymaga ono, żeby człowiek dla uzyskania wartości najwyższych umiał rezygnować z wartości mniejszych, niższych, które mogłyby mu zasłonić Pana Boga.

Sprawiedliwość chodzi zawsze w parze z mądrością i bojaźnią Bożą.
Mądrość prawdziwie chrześcijańska to nie to samo co wiedza ludzka. Mądrość to wielka cnota zrodzona z wiary, nadziei i miłości, a zarazem wspaniały dar Ducha Świętego uzdalniający nas do wyboru takiego stylu życia, który nam pozwoli w pełni rozwinąć własne człowieczeństwo i nie zmarnować żadnego z otrzymanych talentów. Jednym słowem mądrość chrześcijańska polega na takim ustawieniu życia, by został osiągnięty jego najwyższy cel, to jest zbawienie.

Z cnotą mądrości łączy się też zapomniana, a często źle rozumiana, cnota bojaźni Bożej. Człowiek, zwłaszcza współczesny, nie lubi, żeby go straszono, nie chce się nikogo i niczego bać. Jeśli nawet nie jest odważny, to odważnego udaje. Dlatego pojęcie bojaźni Bożej jest mu obce i niezrozumiałe.
A jednak wiemy, że bojaźń Boża jest jednym z darów Ducha Świętego. Trzeba ją tylko dobrze rozumieć. Bojaźń ta nie polega na strachu przed surowością Boga - Sędziego, choć i o sądzie, który nas czeka, trzeba pamiętać.
Bojaźń Boża to delikatny, subtelny lęk przed tym, by Boga i Jego miłości niczym nie zranić, by się jej nie sprzeniewierzyć i w niczym nie uchybić. Jeśli kogoś naprawdę bardzo kochamy, to sama myśl o tym, że moglibyśmy mu sprawić zawód, zranić go, choćby niechcący, jest bardzo bolesna. Otóż człowiek, który boi się Boga, to człowiek, który boi się zgrzeszyć nie ze strachu przed karą, ale właśnie z pełnego miłości onieśmielenia przed wielkością i dobrocią Bożą.

Nie ma prawdziwej sprawiedliwości bez tych dwu ważnych cnót: cnoty mądrości i bojaźni Bożej. Św. Józef, nazwany „mężem sprawiedliwym", posiadał w wysokim stopniu obie te cnoty. Całkowite zawierzenie Bogu, nawet w sytuacjach trudnych świadczyło o mądrości. Józef całkowicie postawił w swym życiu na Boga. I raz ustawiwszy swoje życie w ten sposób do końca był już potem konsekwentny we wszelkim swoim działaniu. Był też spokojny i pogodny. A na spokój i pogodę, zwłaszcza w chwilach trudnych, mogą sobie pozwolić tylko ludzie mądrzy i wewnętrznie silni. Wiedzą bowiem, że Ten, któremu zaufali, jest wszechmocny i pełen miłości.

Św. Józef posiadał również wielką cnotę bojaźni Bożej. „Błogosławiony mąż, który boi się Boga" powiada Pismo święte. Św. Józef bał się Boga bojaźnią daleką od niespokojnego lęku. On bał się, by w niczym nie urazić Boga, który powierzył się jego rękom. I ta właśnie bojaźń Boża skłaniała Go, by wszystko, co czynił, czynić z myślą o Umiłowanym. Bojaźń ta sprawiała też, iż najmniejsze nawet zło nie miało do niego przystępu.

Opiekun Chrystusowy był więc mężem w pełni sprawiedliwym, żyjącym według prawa Bożego, oddającym Bogu to, co się należy Jego Majestatowi, a ludziom to, co im według prawa Bożego przysługuje, to znaczy: miłość i szacunek.

Dziś bardziej niż kiedykolwiek cały świat woła o ludzi sprawiedliwych, mądrych mądrością Bożą i pełnych chrześcijańskiej bojaźni Bożej. Jak straszne rzeczy może światu i ludzkości zgotować człowiek, który nie boi się Boga i w pysze swojej ufa tylko sobie, swojej ludzkiej mądrości, która - jakże często - okazuje się zbrodniczą głupotą.

Niech św. Józef, "mąż sprawiedliwy" będzie naszym wzorem. Prośmy go więc często, by i nasze życie było naprawdę święte i sprawiedliwe."

 

CZWARTY DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA

PATRON I OPIEKUN KAPŁANÓW

"Kapłan to człowiek, który z tytułu otrzymanej konsekracji pośredniczy między ludem a Bogiem i w imieniu ludu składa ofiarę czci, uwielbienia i przebłagania. Pierwszym, najwyższym Kapłanem, który w ofierze za grzechy ludzi złożył Bogu nieskalaną ofiarę własnego życia, był Jezus Chrystus. Wszelkie kapłaństwo od Niego pochodzi. On je ustanowił, nakazując Apostołom i ich następcom, by nieustannie ofiarowywali Bogu Jego Ciało i Krew pod postaciami chleba i wina. Jest więc kapłan piastunem Chrystusowym, jest tym, który w namaszczonych i konsekrowanych dłoniach trzyma Chrystusa i podaje Go ludziom.
Czyż św. Józefa nie można więc w pewnym znaczeniu uznać za pierwszego chrześcijańskiego kapłana?

Konsekrował Go niejako sam Bóg powierzając mu swojego Jednorodzonego Syna. To z rąk Maryi i św. Józefa brali Go na ręce pokorni pasterze i prości ludzie, którzy przychodzili złożyć hołd Dzieciątku. To przecież św. Józef, jako przybrany ojciec, wprowadzał Jezusa między ludzi, znanych i nieznanych, krewnych i bliskich. A czyż nie jest funkcją kapłańską wprowadzanie Jezusa do człowieczych serc, czyż to nie kapłańskie konsekrowane dłonie przybliżają ludziom żywego Boga ukrytego pod osłoną chleba i wina?
Kaplan ma składać Bogu ofiarę w imieniu całego
ludu, ma stać pomiędzy Bogiem a ludźmi. Św. Józef nie posiadał oficjalnych święceń, ale w jakimś szczególnym sensie i on złożył Bogu w ofierze Jezusa Chrystusa, z którym łączyła go ścisła, rodzinna więź. I nie jest ważne, czy św. Józef przeżył mękę i śmierć Chrystusa, ale ważne jest to, że wiedział, iż został wybrany po to, by zastąpić Ojca Temu, który miał umrzeć za cały lud. I tę trudną rolę sprawowania ojcowskiej opieki nad Jezusem przyjął i spełnił św. Józef ochotnie i bez szemrania godząc się z wyrokami Bożymi.
Duchowe kapłaństwo Józefowe na tym właśnie polegało, że z całą gotowością, choć i z bólem, zgodził się ofiarować Jezusa, który był nie tylko jego Bogiem, ale i poddanym mu i najbliższym sercu Dzieckiem.

Kapłaństwo Józefowe nie było więc kapłaństwem oficjalnym, formalnym, ale na pewno było kapłaństwem duchowym. Stąd też i kapłani katoliccy odczytujący rolę i misję św. Józefa darzą Go szczególną czcią i miłością usiłując naśladować jego cnoty. Oni też piastują w swych rękach Chrystusa, oni Go przybliżają i podają ludziom. Żadne ręce ludzkie nie są nigdy dość czyste i godne Boga. Święty Józef cieszył się darem szczególnego wybrania i mamy podstawy ku temu, by wierzyć, że jego ręce, konsekrowane niejako przez samego Boga, były obok rąk Maryi najczystszymi z rąk ludzkich i dlatego ich opiece powierzył się Chrystus.
Wiele się dziś mówi o kapłaństwie, wielu mamy kapłanów gorliwych, świętych, pobożnych. Są jednak i tacy, którzy nie zrozumieli do końca swego powołania lub się mu sprzeniewierzyli. Jest naszym obowiązkiem, wypływającym z chrześcijańskiej miłości, byśmy ich wszystkich ogarnęli i wspierali swoją modlitwą: i tych, co z całą żarliwością serca trudzą się nad szerzeniem Królestwa Bożego na ziemi, i tych, co ostygli, zabłąkali się, a może nawet stali się zgorszeniem. Trzeba ich wszystkich często polecać opiece św. Józefa, który z tak wielką pokorą, miłością i zaparciem się siebie stanął jak kapłan między ludźmi a Bogiem spełniając rolę ojca wobec Najwyższego Kapłana, Jezusa Chrystusa. Prośmy go, by jak niegdyś troskliwie czuwał nad Synem Bożym, tak i dziś otaczał opieką tych wszystkich, którzy z racji powołania do kapłaństwa mają się troszczyć o los Syna Bożego w duszach ludzkich."

 

                                      TRZECI DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA 

 

PIERWSZY CZCICIEL MARYI

 

Cześć dla Matki Chrystusowej sięga początków chrześcijaństwa. W poszczególnych okresach różnie się ona przejaw

iała, różne było jej nasilenie. Nieczęsto jednak pamięta się o tym, że pierwszym, najgorętszym czcicielem Maryi był Jej Oblubieniec św. Józef.

(...)

Fakt poczęcia był dla niego niezrozumiałą tajemnicą. Dopiero kiedy Bóg przez Anioła nakazał mu pozostać przy Maryi, zapewniając go, że Dziecię, które się z Niej narodzi, nazwane będzie Synem Bożym Józef pozostał i otoczył swą Oblubienicę, a potem i Jej Dziecko najczulszą i najtroskliwszą opieką. Powoli otwierały się jego oczy i serce zaczynało pojmować przedziwne sprawy Boże. Maryję czcił już nie tylko jako swoją Oblubienicę, ale jako Matkę żywego Boga. Zrozumiał, że to Jej zgoda na macierzyństwo Boże dała światu Zbawiciela. I to był główny powód, dla którego Józef otoczył Maryję i Jej Syna największą czcią i najserdeczniejszą opieką. Ona dała światu Boga, On zaś stanął obok Niej wiernie, pomagając w wychowaniu Jezusa i przybliżeniu Go ludziom. (...)

 Towarzyszył Jej wiernie, nie odstępował w chwilach radości i w chwilach próby. Był przy Niej w betlejemskiej grocie i drodze wiodącej przez pustynię do Egiptu. Z wdzięcznością niósł Jezusa do świątyni przy boku Maryi i pełen niepokoju szukał Go wraz z Nią po przedmieściach Jerozolimy. W tej wierności i stałej obecności w dobrym i złym losie przy Matce Jezusowej przejawia się cała najgłębsza miłość i cześć Józefa dla Maryi. Ona nie szukała chwały swojej, nie mówiła i nie rozkazywała ludziom niczego w swoim imieniu. Zachęcała jedynie, by czynili wolę Jej Syna. Św. Józef jako pierwszy podjął i zrozumiał tę zachętę. I pewnie dlatego tak usuwał się w cień, by swoją osobą nie przesłaniać Jezusa i Maryi.

 

Jakże wiele możemy się nauczyć od pokornego Cieśli z Nazaretu, jeśli chodzi o właściwą, chrześcijańską postawę wobec Matki Bożej. To on uczy nas czcić Ją jako Matkę Boga, jako Tę, z której rąk bierzemy Jezusa i jako Tę, która ustawicznie wskazuje, że jedyną, najwyższą mądrością jest pełnienie woli Jej Syna. A pełnienie woli Chrystusa, przestrzeganie Jego nauki jest jednocześnie najprawdziwszym i największym aktem czci wobec Jego Matki. Jest wypełnieniem jedynego Jej polecenia skierowanego do ludzi: „Cokolwiek wam powie - czyńcie!"

 

DRUGI DZIEŃ NOWENNY DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA:

PATRON I OPIEKUN KOŚCIOŁA

Kościół święty od wieków czci Oblubieńca Maryi jako swego szczególnego patrona i opiekuna. Wiadomo, że już w VIII w. o

bchodzono jego uroczystość w okresie Bożego Narodzenia, ponieważ z tym właśnie momentem Chrystusowego życia wiąże się szczególnie jego rola. W wieku XV ustalono dzień 19 marca jako poświęcony jego czci. Kolejni, zwłaszcza ostatni, papieże niejednokrotnie wskazywali na jego postać i stawiali go za wzór do naśladowania młodzieży, ojcom rodzin i ludziom pracy. (...)

Gdzie ma swoje źródło wiara i ta wielka ufność w szczególną opiekę św. Józefa nad Kościołem Chrystusowym?

Według Pisma świętego, szczególnie według nauki św. Pawła, Kościół jest żywym organizmem, żywym Ciałem Mistycznym, którego głową jest Chrystus, a członkami wszyscy zjednoczeni z Chrystusem przez łaskę i miłość. Św. Józef został powołany przez Boga do roli opiekuna, obrońcy i żywiciela Chrystusowego. W ciągu swego ziemskiego życia opiekował się Bogiem-Człowiekiem, żywił Go, osłaniał przed niebezpieczeństwami. On też z woli Boga był oblubieńcem, dziewiczym małżonkiem, stróżem i obrońcą Maryi, którą Jezus dał nam wszystkim za Matkę. Łączy więc nas wszystkich jakaś szczególna rodzinna więź. Mamy wspólnego Ojca w niebie, mamy Matkę, która jest zarazem Matką Boga-Człowieka, mamy niejako Brata i Zbawiciela w Chrystusie, który pozostał w Kościele i tworzy wraz z nami jedno Mistyczne Ciało. Wierzymy też, że św. Józef, który niegdyś troszczył się o potrzeby Chrystusa, który Go żywił, osłaniał i bronił pełni nadal tę samą rolę wobec Jego Mistycznego Ciała, jakim jest cały Kościół. Dlatego papieże zwracali uwagę wiernych na postać św. Józefa, jego szczególnej opiece polecali sprawy Kościoła, zwłaszcza w chwilach trudnych i pełnych niebezpieczeństw.

Takie trudne chwile przeżywa również Kościół współczesny.

(...)
Jeżeli się coś, czy kogoś kocha, to chce się o nim wiedzieć jak najwięcej, chce się go znać. Otóż zachodzi obawa, że wielu katolików nie zna dobrze Kościoła, traktuje go jako szacowną instytucję, stojącą na straży wiary i moralności, ale nie jako Mistyczne Ciało Chrystusa, jako jeden cały organizm, w którym każdy z wierzących ma swą rolę do spełnienia. Jeśli w organizmie choruje któryś z jego organów, jeśli zostaje odcięta ręka, noga, czy palec wtedy cierpi całe ciało. Podobnie jest i w Kościele. Jeśli ktoś z wierzących odpada przez grzech od Chrystusa, wtedy tę utratę odczuwa całe Ciało Mistyczne. Nie jest więc rzeczą obojętną, czy my przez łaskę trwamy w zjednoczeniu z Chrystusem i Jego Ciałem Mistycznym, czy może jesteśmy odcięci od wspólnoty z Nim przez grzech. Kto z nas tak właśnie myśli o swojej roli w Kościele?

Pierwszym zatem naszym obowiązkiem jest troska o to, byśmy żyli we wspólnocie z Chrystusem i naszymi braćmi przez łaskę i wzajemną miłość. Dalszym obowiązkiem jest troska o całość, bezpieczeństwo i wzrost Kościoła w świecie.

Trzeba, byśmy się tym zainteresowali, byśmy wiedzieli, czego Kościół od nas oczekuje i chcieli pomóc tam, gdzie nasza pomoc może być szczególnie cenna. Wszyscy poza tym powinniśmy często modlić się za Kościół, za papieża, za całe duchowieństwo, za braci naszych ochrzczonych, ale zobojętniałych lub nawet wrogich, za tych, co trwają w łączności z Chrystusem, by nie ustawała ich wiara i gorliwość w szerzeniu Królestwa Bożego na ziemi. Te prośby i modlitwy nasze za Kościół możemy i powinniśmy zanosić za pośrednictwem św. Józefa, któremu bezpieczeństwo, rozwój i wzrost Ciała Mistycznego Chrystusa bardzo leży na sercu."

 

 

 

 

NOWENNA DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA 

 

DZIEŃ PIERWSZY:

"W odwiecznej myśli Bożej św. Józef był powołany do spełnienia roli głowy Świętej Rodziny. Dla spełnienia tego zadania został wyposażony najrozmaitszymi darami i łaskami, a w szczególniejszy sposób darem świętości. Miał bowiem sprawować wobec Jezusa obowiązki ojcowskie i opiekować się Jego Matką. Świętość Józefa tkwi głęboko w strukturze Świętej Rodziny. To on opiekował się Matką i Dzieckiem. On bronił ich przed niebezpieczeństwami, podejmował wszelki trud i pracę dla dobra Maryi i Jezusa. O sobie zapomniał całkowicie, zniknął niejako w Świętej Rodzinie. Żył tylko dla tych Dwojga. Całą treścią jego życia było wypełnianie we wszystkim woli Bożej. Afirmacja woli Bożej w całej rozciągłości była dominującą cechąjego życia. 

Przy tym był to mąż milczenia. Niepotrzebne zdały mu się ludzkie słowa, skoro znalazł Słowo Boże, zawierające wszelką prawdę. Ażeby zaś przyjąć prawdę, trzeba ją rozważać w ciszy i skupieniu. Skupienia jednak nie ma bez milczenia.

 

W staraniach o los tych, których mu w opiekę zleciła Opatrzność, św. Józef był niezawodny. Żaden trud, żadna niewygoda, żadna praca nie odstraszały go i nie napawały lękiem czy zniechęceniem. Wiedział, komu służy i dlatego w trosce o Syna Bożego i Jego Matkę był zapobiegliwy do końca, do najmniejszego szczegółu. Chciał Im służyć, chciał pomagać, chciał zasłaniać przed wszelkim niebezpieczeństwem.

 

Podczas drugiej wojny światowej papież Pius XII powiedział, że znacznie większym przemianom niż mapa Europy ulegnie powojenny człowiek. Przewidywanie Ojca Świętego sprawdziło się w całej pełni. Człowiek bowiem współczesny jest inny niż ludzie dawniejsi. Jest wewnętrznie skłócony, rozdarty w sobie, często bez ideału, nie uznający żadnego autorytetu, obojętny na sprawy Boga, własnej duszy, cyniczny, nie uznający tradycji. Współczesny człowiek odczuwa brak wewnętrznej równowagi, szuka więc pomocy i ogląda się za światłem i odpowiednim wzorem.

 

Jakże aktualna, choć przez współczesnych pomijana, jest postać ubogiego, skromnego cieśli z Nazaretu. Jego zewnętrzna skromność i cichość skrywała wielką duchową siłę. Prawdziwa wielkość bowiem nie jest nigdy równoznaczna z hałaśliwością i robieniem szumu wokół swej osoby. Św. Józef zaś uosabia wszystkie zalety człowieka wewnętrznie prawego i sprawiedl wego. Jest bowiem u św. Józefa i głębia wiary, i zar miłości, i nieugięta wśród cierpień nadzieja. Jest też praca rzetelna, uczciwa, traktowana jako służba Bogu, Matce Chrystusowej i ludziom.

 

Wszystkie te cnoty Józefowe możemy i powinniśmy naśladować.

(...)

 

Troska św. Józefa o Chrystusa i Jego zbawcze dzieło nie skończyła się dziś i trwać będzie aż do skończenia świata. Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusowym, zaś św. Józef jest nadal jego najtroskliwszym opiekunem. Jak w Nazarecie ojcowskim spojrzeniem ogarniał lata wzrostu Jezusa, tak i dzisiaj możemy być pewni, że równie uważnie spogląda na wzrost Kościoła. Jak w Nazarecie, tak i dzisiaj troszczy się o wszystkie potrzeby jemu powierzone. Jako dzieci Kościoła, jako Lud Boży odkupiony Krwią Chrystusową jesteśmy więc pod najtroskliwszą opieką św. Józefa.

 

Warto więc, byśmy się przyjrzeli dokładniej jego osobie, byśmy uciekając się pod jego opiekę i naśladując jego cnoty, nie zmarnowali owoców męki Jezusa Chrystusa."

Z książki Zenona Kalinowskiego o św. Józefie