Wspominamy rocznicę

Dzisiaj, o godz. 15.00 - Droga Krzyżowa w naszej kaplicy.

14 września 1755 rku  w Święto Podwyższenia Krzyża,  w wieku 58 lat i 10 miesięcy, bł. Maria Celeste odeszła do Domu Ojca.W jednej ze swoich  medytacji z „Ćwiczeń duchowych” Maria Celeste nazwała  śmierć  "snem najsłodszego pokoju, upragnioną podróżą do Ojczyzny".Uważała, że odejście do Pana jest piękne i starała się żyć umierając…

Tej mądrości nabyła także studiując teksty patrystyczne. O umieraniu dla Pana tak trafnie pisał jeden z kapadockich ojców – św. Grzegorz z Nyssy, bazując na pismach św. Pawła:

„Wiadomo również, w jakim znaczeniu dla świętego Pawła każdy czas był odpowiedni dla dobrej śmierci. Z naciskiem mówi o tym w swoich pismach: "Każdego dnia umieram dla waszej chwały".Zapewne także Matka Celeste w głębi duszy nieustannie słuchała głosu Jezusa, który mówił do niej: „Jak piękna jest śmierć, gdy się żyło umierając, przyrzekam ci, że natychmiast po twojej śmierci zawiodę cię do nieba, abyś radowała się Mną przez całą wieczność” (Rozmowy duszy z Jezusem, IX).

I przyszedł wreszcie ten dzień, piątek 14 września 1755 roku, Święto Podwyższenia Krzyża. Rano, jak zwykle, Matka Celeste uczestniczyła we Mszy świętej. W jej zewnętrznym zachowaniu nie dało się zauważyć nic, co wskazywałoby na to, że zbliża się jej ostatni dzień na ziemi. Nie cieszyła się nigdy zbyt dobrym zdrowiem. Tego dnia czuła się jednak bardzo słaba, jakby ubywało jej sił. Natychmiast zrozumiała, że to kroki Pana, który już się zbliża. Poprosiła, aby wezwano spowiednika, ks. Mikołaja Lombardi, który udzielił jej ostatniego rozgrzeszenia i namaszczenia. Po otrzymaniu sakramentów poprosiła kapłana, aby przeczytał Mękę Pana Jezusa z Ewangelii według świętego Jana. Kiedy wybrzmiały słowa Consumatum est (Wykonało się), łagodnie skłoniła głowę, a jej dusza odfrunęła w ramiona oczekującego na nią Boskiego Oblubieńca. Była godzina trzecia po południu, godzina śmierci Chrystusa.

Matka Celeste przeżyła 58 lat i 10 miesięcy.

Po śmierci jej ciało promieniowało jakimś nadzwyczajnym światłem, pięknem i niebiańskim pokojem. Siostry przeniosły je do chóru i chociaż pewne były tego, że niebo stało się jej udziałem, nie mogły powstrzymać łez. Następnego ranka przeniesiono ją do kościoła, gdzie miały się odbyć uroczystości pogrzebowe. Asystent klasztoru ks. Benedykt Salerni, kontemplując przemienione ciało, w zachwycie polecił jej uczynić znak krzyża. Ku zadziwieniu i wzruszeniu wszystkich obecnych zmarła podniosła prawą rękę i uczyniła znak krzyża.

Wiadomość o śmierci Matki Celeste poruszyła całe miasto. Zmarła święta Przeorysza! Te słowa natychmiast wypełniły ulice i domy. Ludzie tłumnie biegli do kościoła Najświętszego Zbawiciela, aby zobaczyć ciało zmarłej i polecić się jej wstawiennictwu u Boga. Każdy chciał ją dotknąć, ucałować, zabrać coś, co do niej należało albo żarliwie prosić o modlitwę przed Panem. Pewna biedna kobieta, niewidoma od urodzenia, słysząc słowa pełne zachwytu i podziwu od tych, którzy mieli szczęście zobaczyć ciało zmarłej, płacząc prosiła świętą Przełożoną o łaskę oglądania jej przynajmniej przez moment. W tej chwili otworzyły się jej oczy i odzyskała wzrok już na zawsze. W klasztorze w Foggia zachował się obraz upamiętniający to cudowne wydarzenie. Ten cud oraz inne liczne łaski otrzymane przez wstawiennictwo Marii Celeste, wzbudziły wielki entuzjazm, szacunek i szczególne nabożeństwo do świętej Przełożonej.