Ojciec Święty w Kazachstanie

Przestawiamy refleksję naszej siostry Marii Pierzchały, która była uczestniczką pielgrzymki Papieża Franciszka w Astanie. ZOBACZ:

Papież Franciszek przyjechał wraz z innymi liderami religijnymi do stolicy Kazachstanu jako „posłaniec jedności i pokoju”, a naszemu małemu Kościołowi na stepie zgotował dwa dni radości i prawdziwego święta.

Wraz z siostrami miłosierdzia, ojcami i parafinami, przyjechałam do Astany nocnym pociągiem. Władze Kazachstanu przyrzekły pomoc wszystkim pielgrzymom z katolickich parafii. Doświadczyliśmy tego już rano na dworcu. Uprzejmi kazachscy kierowcy odwieźli nas autobusem do 24-piętrowego wygodnego hotelu. Zarejestrowali na nocleg, nakarmili, potem odwieźli na spotkanie z papieżem. Nasi parafianie, niektórzy również w podeszłym wieku, byli wdzięczni i zachwyceni.

Nas, siostry kontemplacyjne, czyli karmelitanki z Karagandy i Oziornego, klaryski z Pawłodaru (wśród nich nowoprzybyłe z Indii i Bangladeszu) i mnie redemptorystkę, zgromadzono w hoteliku przy kurii biskupiej. Miałyśmy jakby małą klauzurę, wspólne posiłki i nocną adorację w kaplicy kurii. Na spotkaniu z papieżem zadbano dla nas o bardzo bliskie miejsca w katedrze.

Główne spotkanie z papieżem Franciszkiem odbyło się na terenie Expo. Sami Kazachowie, według wskazówek katolickiego duchowieństwa, z wielką starannością, przygotowali ołtarz i sektory. Był to dzień Podwyższenia Krzyża Świętego i właśnie krzyż był w centrum ołtarza, a poniżej piękna ikona Matki Bożej Fatimskiej, która kilka lat temu pielgrzymowała po parafiach. Przy niej na końcu celebracji modlił się papież.

Już wejście z siostrami na ten teren, pełen zieleni i nowoczesnych budowli z widokiem na miasto w oddali, było pełne radości.  Witali nas z uśmiechem młodzi wolontariusze o azjatyckich rysach, służący pielgrzymom i pomagający we wszystkim. Oczekując na papieża, witaliśmy przybywających pielgrzymów, wśród nich wielu znajomych, z całego Kazachstanu, misjonarzy i siostry, także z Rosji, Uzbekistanu i innych miejsc, którzy kiedyś odwiedzili nas klasztor. Jeszcze przed celebracją, ale kiedy już zgromadziło się kilkanaście tysięcy ludzi, pokazano na bilbordach doskonale przygotowany film o Jezusie, Kościele, Eucharystii, o historii chrześcijaństwa w Środkowej Azji, o papieżach, o samym papieżu Franciszku, najpierw po kazachsku, potem po rosyjsku. To było świetne przedstawienie się Kościoła i jednocześnie świetna ewangelizacja.

Miałam miejsce z siostrami klaryskami pod samym ołtarzem, za dwoma rzędami kapłanów przed nami. Kiedy przejeżdżał papamobile dwa metry przed nami mogłyśmy z tak bliska witać papieża. Nieco dalej, kiedy papież przejeżdżał przez sektory kazał sobie podać do błogosławieństwa maleńkie dziecko, które było kilka dni wcześniej z rodzicami, pielgrzymami z miejscowości Kopczegaj w naszym pietropawłowskim kościele (byli u nas także pielgrzymi z Kaliningradu, Orska, Orenburga). Celebracja była wyjątkowa, z wymowną liturgią na 14 września (to kolejna rocznica moich ślubów wieczystych w Bielsku-Białej). Papież mówił o zmęczonym i zagubionym ludzie izraelskim, takim jak my w tych trudnych i niebezpiecznych czasach, o ludzie, którym Bóg, również dzięki modlitwie Mojżesza, dał węża na palu, na którego patrząc mogli zostać uzdrowieni, i tak samo nam daje Jezusa, jak głosiła Ewangelia tego dnia: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne”. Papież siedząc pod olbrzymim krzyżem nad ołtarzem głosił to nam, słuchającym tej Dobrej Nowiny na oświetlonym słońcem placu stolicy muzułmańskiej państwa.  Tak jak dotykało to mojego serca, wierzę, że mogło umocnić w wierze i innych, a może nawet otworzyć serce niewierzących dla Jezusa. Na końcu ks. Arcybiskup Tomasz pięknie mówił po kazachsku, w języku narodu, który z takim szacunkiem przyjął naszego papieża. Przypomniał, potem po rosyjsku, słowa wyryte pod krzyżem na Wołyńskiej Sopce w Oziornem: „Bogu chwała, ludziom pokój, męczennikom Królestwo Niebieskie, narodowi Kazachstanu wdzięczność, Kazachstanowi rozkwit”. I poprosił papieża Franciszka o błogosławieństwo, abyśmy umieli zrealizować tę modlitwę spod krzyża zesłańców na stepie.

Celebracja na placu zakończyła się niekończącymi się powitaniami i pożegnaniami pielgrzymów, a zwłaszcza sióstr i misjonarzy, którzy tutaj się spotkali.

Spotkanie papieża z duchowieństwem następnego dnia w Święto Matki Bożej Bolesnej w katedrze biskupiej rozpoczęło się poświęceniem tryptyku z obrazem Maryi z Dzieciątkiem, namalowanym w stylu kazachskim przez Kazacha, który – jak zauważyłyśmy - modlił się po swojemu, oczekując na papieża.

Papież, wieziony na wózku do ołtarza, był przez nas owacyjnie powitany. Machnął ręką i uspokoił nas, abyśmy usiedli. Niesamowitym doświadczeniem było dla mnie siedzieć naprzeciwko niego w odległości około półtora meta i słuchać po włosku jego słów, pełnych ojcowskiej i pasterskiej troski o nasz Kościół. Biskup z Ałmaty powiedział mu, że w większości służący tutaj misjonarze to cudzoziemcy, ale są już i miejscowe powołania, które potem dały świadectwo. A papież na to, że w Kościele Bożym nikt nie jest cudzoziemcem, ale wszyscy jesteśmy w nim dziećmi Boga. Każde jego słowo dotykało serca.

Piękne też były świadectwa wygłoszone przed papieżem, które w jakimś sensie przedstawiały nasz Kościół. Najpierw młodego żarliwego kapłana z diecezji Karagandy, pochodzącego z tej ziemi, wychowanego w tutejszym seminarium, wdzięcznego Bogu za dar kapłaństwa, opowiadającego, jak stara się być blisko ludzi, którym służy. Potem siostry zakonnej, która pochodzi z naszego miasta, z Pietropawłowska, i z którą się od dawna przyjaźnimy. Następnie miejscowa Ukrainka, żona kapłana grekokatolickiego, opowiadała o ich posłudze i prosiła wszystkich o modlitwę za swoją daleką ojczyznę, dotkniętą tragedią wojny. Na końcu z mocą i zaangażowaniem świadczył o swoim chrześcijańskim życiu i byciu w Kościele młody małżonek i ojciec rodziny.

Wysłuchawszy to wszystko papież Franciszek pocieszył nas,  maleńką trzódkę w Kościele Bożym, mówiąc, że bycie małym to nie brak ale ewangeliczne błogosławieństwo, które daje nam szansę na to, że będziemy bardziej liczyć na Bożą łaskę niż na siebie, na swoje możliwości, że będziemy szukać współpracowników wśród świeckich, ludzi innych wyznań i każdego człowieka dobrej woli. Jak to często lubi powtarzać, mówił i nam, aby nie być tylko muzeum, żandarmami i strażnikami sakramentów i liturgii… Chyba jednak dostrzegł w naszym Kościele życie i siłę, bo potem, odpowiadając w samolocie na pytania dziennikarzy, powiedział, że jest szczęśliwy, bo spotkał w Kazachstanie Kościół żywy i entuzjastyczny.

Na końcu spotkania w katedrze papież powierzył nas Maryi, Jej matczynej trosce, przypominając historię cudownego pojawianie się jeziora w Oziornem i mnóstwa ryb, którymi karmili się zesłańcy w trudnym wojennym czasie. Z radością słuchałam, jak sam papież po włosku opowiada historię Oziornego.

Wracałyśmy z siostrami misjonarkami pociągiem do Pietropawłowska i dzieliłyśmy się wrażeniami z tego spotkania. Tak samo następnego dnia po rannej Eucharystii z parafianami. Dla nas wszystkich było to prawdziwe święto wiary. Bardzo jestem wdzięczna papieżowi Franciszkowi, że tutaj przyjechał, mimo choroby, mimo zewnętrznych przeszkód. Słuchałam jego wypowiedzi na zjeździe liderów. Jego wypowiedź była najbardziej znacząca, najbardziej ewangeliczna, a już mu zarzucają, że nie mówił o Jezusie, o którym tak jasno i mocno zaświadczył na placu Expo. W samolocie w rozmowie z dziennikarzami mówił o obronie ojczyzny, że trzeba bronić tego, co się kocha, a jednocześnie o konieczności dialogu z każdym, nawet agresorem, nawet jeśli ten dialog śmierdzi… Będę się za niego jeszcze żarliwiej modlić, aby Bóg dawał mu światło i siły w służeniu Kościołowi i światu. Naszą misję jako redemptorystki rozpoczęłyśmy Bożym zrządzeniem od aktywnego uczestnictwa w przygotowaniu wizyty Jana Pawła II w 2001 i potem widziałyśmy, jak wielkie owoce przyniosła Kościołowi i nam, dlatego i teraz wierzę, że przyjazd papieża Franciszka przyniesie cenne owoce dla nas osobiście, dla naszego Kościoła i dla Kazachstanu.